wtorek, 28 września 2010

Sposób na jesienne chlody ;)

No i zaczęło się. Jesień rozgościła się na dobre. Czasem mialam wrazenie, ze juz starala sie w sierpniu wlazic brudnymi buciorami w piekny letni krajobraz...No, ale. Teraz juz skonczylo sie kalendarzowe lato i chyba bedziemy musieli sie przyzwyczaic do tego, ze bedzie coraz bardziej lac, bedzie ponuro, zimno, mgliscie ( akurat to przyjemny aspekt jesieni). Zaopatrzylam sie jednakowoż odpowiednio na te smetna pore i zakupilam wielki parasol ( z systemem przeciwwiatrowym) i...I....IIIII! Kalosze! ^^
Ostatnie kalosze miałam na sobie, kiedy stuknęło mi 10 lat myślę. Nie wyobrażałam sobie, ze ten skądinąd praktyczny zakup sprawi mi tyle radości. Jak dziecko biegam przez kałuże, brodze w mokrej trawie i lisciach rozkoszujac sie specyficznym szelestem, laze po blocie, ktore do tej pory omijalam ( w moich wymuskanych wloskich butkach) szerokim lukiem. Taka mala rzecz, a cieszy :)
Wiec ludzie!
Kalosze na jesienne chlody
dzialaja lepiej niz najlepsze lody!
:P

poniedziałek, 27 września 2010

Koparka grozy

Komuś z wam opowiadalam juz te mrożąca w żylach krew historie o godzinnym koszmarze, ktory przezylam niedalej jak trzy noce temu...
Obudzilam sie nad ranem, w owa dziwna, cicha godzine przed switem. Uslyszalam dziwny dzwiek...ktorego nie moglam zinterpretowac inaczej niż koparki. Koparki, ktora z parominutowym odstepem jezdzila tam i z powrotem po slepej uliczce przed moim domem. Rozumiem raz, dwa razy...rozumiem, ze w srodku nocy, ale przez godzine!???? Moimi slepymi oczyma ( -8) usilowalam wypatrzec w mroku droge, ale ogarniala mnie zgroza, kiedy slyszalam dzwiek, ale nic nie widzialam. zadnego swiatla, cienia, nic! W pewnym momencie naprawde poczulam dreszcz zgrozy...Pierwszy raz od ...ilu to juz lat? Nie pamietam.
Probowalam sie uspokoic, ze przeciez rozne zwidy czy majaki to dla mnie nie pierwszyzna, widywalo sie juz na sniegu te zielone zaby...
A niewidzialna koparka jezdzila i jezdzila przed moimi oknami, az zakrylam uszy poduszka i zasnelam.

Dwa dni pozniej.

Po tym, jak juz wmowilam sobie, ze to, co przezylam to z pewnoscia byly jakies zwidy "zzslychy " albo sen COS sie stalo.
Stalam w kuchni i przygotowywalam cos, co z grubsza mozna nazwac posilkiem, kiedy uslyszalam TEN dzwiek. KOPARKA GROZY!!!!!! W srodku dnia. "Albo do reszty oszalalam, albo to rzeczywiscie istnieje" pomyslalam sobie. Podbieglam do okna...
I oczom moim ukazal sie widok...osobliwy. Jakis nawiedzony ( z twarzy ) gosc jezdzil sobie...takim gówienkiem, taka miniaturka spychareczki, czy jak mozna to nazwac, przysiegam niewieksze to to niz samochod osobowy. Jechal sobie gazu nie zalujac, nawracal ( z impetem) pod kamienica i jechal z powrotem w kierunku zakmniecia ulicy ( chyba jakies rury wymieniaja, bo od 2vch tygodni jest zamknieta) I tak...sobie jezdzil, przez pol godziny. To cos nie mialo nawet swiatel! dlatego nie wdzialam ich w nocy.
Tajemnica sie wyjasnila.
No dobrze...ale dalej mi jakos ciezko sobie wyobrazic doroslego faceta jezdzacego mini spychareczka ( wygladalo na to, ze robi to dla czystej przyjemnosci) ulica tam i z powrotem w srodku dnia...
Pozostaje miec nadzieje, ze chociaz TO mi sie nie uroilo ;)