piątek, 29 lipca 2011

Fenomen pięknej Kate

W ramach odwracania myśli od przykrych rzeczy, piłam kawę i przeglądałam sobie Pudelka ( a co, trzeba być na bieżąco). Przeczytałam tam artykuł o Kate Winslet i przypomniałam mi się ostatnia rozmowa z Dagmarą. O dorastaniu do swojej urody. Pewne osoby są prześliczne, kiedy są młode, a potem z wiekiem ich uroda gaśnie. Niektóre jednak osoby obdarzone pewnym typem "poważnej" urody nie zachwycają powierzchownością, jako nastolatkowie. Dagmara np o wiele mniej podobała mi się kiedyś, teraz wydaje się, że właśnie...dorosła do swojego typu urody i dla mnie teraz jest o wiele bardziej pociągająca wizualnie, niż kiedy była nastolatką. O sobie się nie będę wypowiadać, bo mi wrodzona skromność nie pozwala ;) ale też sama sobie bardziej się podobam, niż dawniej.
Tak samo jest z Kate Winslet. Teraz w wieku 36 lat jest dla mnie uosobieniem pięknej i zmysłowej kobiety. Bez drakońskich diet, bez retuszu...Sami oceńcie.





Okropna noc

Mówiłam, że od kiedy intuicyjnie zaczęłam sterować swoimi snami, nie śnią mi się koszmary. I teraz zastanawiam się, czy to co mi się przytrafiło w nocy to nie był koszmar, czy to po prostu nie był sen...Budziłam się chyba trzy razy, zrywając z łóżka i dobrą chwilę, chociaż widziałam śpiącego, czy mniej śpiącego ( ten mój nieoczekiwany ruch budził także jego)T. nie umiałam sobie przypomnieć. Gdzie jestem, kim jestem, kim do cholery jest ten facet obok mnie, dlaczego tu jestem. Pierwszy raz coś takie mi się zdarzyło. To nie do końca przytomne szukanie świadomości siebie w sobie...i to, jak nie potrafiłam tego zrobić, dopiero po dłuższej chwili...Masakra. Po każdym z takich zrywów bałam się znów zasnąć...
Do tej pory jakoś nie mogę się pozbierać :(
To mi uświadamia, jakim koszmarem jest np schizofrenia i to, jak choroba odbiera czasowo świadomość tego, kim się jest.
Dla mnie to senne wydarzenie było wyjątkowo przykre i mam nadzieję, że się więcej nie powtórzy.

środa, 27 lipca 2011

Godzina wilków

Po okropnej nocy ( nie jest zbyt komfortowo, kiedy człowiek kładzie się 0 3.30, a jest zbyt niespokojny, żeby zasnąć),a potem dręczą go koszmary - wstałam zmięta jak nigdy. Bogatsza o ponure przemyślenia. Ponure, ale w pewnym sensie pouczające. Niemal każdy człowiek, na którym dłużej zatrzymuje się wzrok, który wydaje się wyraźniejszy od zamglonego tłumu, czegoś uczy...prowokuje do przemyśleń, choć przecież nie domyśla się tego, że może się okazać mącicielem wewnętrznych wód. I pod wpływem danej osoby my sami zostajemy na chwile tacy zachwiani. Trzeba siebie samego odnaleźć w nowej relacji. Nadać znajomości pewną Formę. Co robić, kiedy pewne cechy tej drugiej osoby wywołują w nas to, co leży uśpione... np upór, bo wydaje się, że ta właśnie cecha będzie odpowiednia w dyskusji z daną osobą. Albo gniew. Ja w takich chwilach muszę sobie przypomnieć, jaka jestem naprawdę...Jaka jest moja Forma. Czasami mi się wydaje, że jestem jak miękka brzoskwinia, która zbyt łatwo może się zarysować o ostre kanty innych. Niestety zawsze najbardziej pociągali mnie ludzie pełni sprzeczności. Jak połączenie stali i aksamitu. Taki jest między innymi P.
ech,nie ma to jak przemyślenia na moralnym kacu...Nie do końca trzeźwe, nie do końca poukładane. Efekt zbyt pofalowanych wewnętrznych wód :/

poniedziałek, 25 lipca 2011

Wolność biega w kaloszach

Paskudna pogoda, mży łamane przez pada, a ja w dobrym humorze. Ostatnio siostra zostawiła mi pod opieką psa i z tymże psem włóczyłam się po okolicznych łąkach i zagajnikach, dziarsko maszerując z parasolem lub bez w moich ukochanych kaloszach! Myślałam, że po roku zachwycania się gumowymi bucikami mi przejdzie, myliłam się :>. Nie wiem właściwie skąd wynika ta przyjemność z chodzenia w kaloszach. Niewątpliwie praktyczne, bo cały Ruczaj rozkopany i albo coś budują, albo remontują, ale tez fakt, że sobie MOGĘ chodzić po kałużach i ( nie ukrywam) robię to specjalnie. Jak dziecko ^^ Zresztą ja uwielbiam takie małe przyjemności :) Samo uczucie, kiedy są na moich stopach przywołuje wspomnienia z czasów, kiedy jeździłam konno ( byłam piękna, młoda i piekielnie zgrabna :> ) gumiaki wchodziły w skład "mundurku".
Szłam sobie dzisiaj więc do Dagmary ( podtrzymać ich na duchu przy remoncie podłogi) i obmyślałam książkę, która bardzo mi się sklarowała pod tym właśnie tytułem "Wolność biega w kaloszach" :P I czułam się dobrze :)

piątek, 15 lipca 2011

Bukiet dla mojej siostry


















5.45 pobudka. Po niemal nieprzespanej nocy ( pelnia, nerwy) zerwalam sie dziwnie rozbudzona. Choc nie przepadam za rannym wstawaniem byl cel
Gielda Kwiatowa. Miesci sie ona przy ulicy Balickiej i jest otwarta w osobliwych - ale calkiem oczywistych godzinach: 4 rano - 9 rano.
Jedak o 8 juz prawie nikogo tam nie ma( bylysmy juz w zeszlym tygodniu, zeby zrobic rozeznanie). Doswiadczenie ciekawe. Ponury poranek i na tle mokrego asfaltu i betonu morze kolorowych kwiatów.
Tylko mniej wiecej wiedzialam, co chce zrobić. Magda w ostatniej chwili ( 12 w nocy) zmienila zdanie co do ksztaltu bukietu, ktory mialam dla niej wykonac.
Bukiet z bialych kalii wydawal sie cudownie prostym i bezproblemowym rozwiazaniem. JEDNAK W mojej rodzinie panuje poglad, ze kalie sa kwiatami pogrzebowymi
i przynosza nieszczescie. Ja sama przesadna nie jestem, ale dla spokoju sumienia siostry postanowilam zmienic koncepcje.
Chyba z godzine z hakiem chodzilam po calej gieldzie, szukajac odpowiednich ( kolorystycznie) a takze swiezych kwiatow. Wybor nie byl wcale prosty dla kogos,
kto sie kompletnie na tym nie zna. W koncu sie zdecydowalam. Musze przyznac, ze jakos nigdy w kregu moich zainteresowan rozmyslaniowych nie znalazl sie
problem robienia bukietow. Kleje do zywego, brokaty, klejnociki, oslonki, mikrofon z gabka, gdzie upycha sie bukiet, zeby dluzej zachowal swiezosc...
powiem szczerzem, ze nie wyszedl o wiele tanszy o tego, co trzeba by zaplacic w kwiaciarni :) Ogrom rzeczy do kwiatów i do slubow, ktory zalegal w malych sklepikach na gieldzie nieco zaskakiwal. Nie mialam pojcia, ze jest tam takie "slubne zaglebie" :)

Kiedy wrocilismy do domu oczywiscie dlugo nie moglam sie zdobyc, zeby zaczac to w ogole robic. Troche nie mialam odwagi. Co prawda ( gotowa na to, ze
oczywiscie cos zepsuje) kupilam dwa mikrofony, ale wciaz mialam tylko dwa bukiety kwiatow. Bukiet mial byc z bialych roz ozdobionych zlotym brokatem i eustom
( bardzo teraz popularnych kwiatow).
W miedzyczasie poszlam do fryzjera i ufarnowalam sie na RUDO! - efekt zacmienia spowodowanego stresem, bo mialam nieco inne kolorystyczne plany, ale
efekt mi sie podoba :)

W koncu zabralam sie za bukiet. Najwiecej pracy bylo przy pokrywaniu brokatem blatkow roz. Dluga, nuzaca i meczaca praca w niewygodnej pozycji,
ale efekt ciekawy :) Oczywiscie nie zadowolilam sie zwyklym, grzecznym bukietem ( taki byl plan) ale wymyslilam sobie, ze ladniej bedzie,
kiedy kompozycja bedzie splywac! Efekt...Ocencie sami. Nie jestem do konca zadowolona, ale chyba jak na pierwszy raz bez instrukcji krok po kroku,
a jedynie wiedziona wlasnym wyobrazeniem JAK TO POWINNO BYC ZROBIONE, nie poszlo tak zle. Mam nadzieje, ze pannie mlodej sie spodoba, bo jeszcze
nie miala okazji zobaczyc.
Jesli jej sie spodoba ( i nie rozpadnie sie w kosciele, ani w drodze do kosciola...ani Z! ani przez pierwsze dwie godziny, ani nie zwiednie
do jutra, bede to uznawac za maly sukces ;)
PS. Magda wlasnie przyszla i ogladala bukiet. Bardzo jej sie podobal i mam nadzieje, ze byla szczera w swym zachwycie nad moim rekodzielem :P