W zwiazku z dagmarowym oburzeniem zwiazanym z moim ostatnim wpisem(usunietym) mam pytanie:
Czy ma dla was znaczenie prywatne zycie kandydata na prezydenta ( to czy ma rodzine, mial, jest z kims zwiazany, czy byl, czy tez nie byl wcale) przy stawianiu krzyzyka na wyborach?
środa, 30 czerwca 2010
wtorek, 29 czerwca 2010
poniedziałek, 28 czerwca 2010
Mała Mi
Kto zna Muminki ( a chyba każdy tutaj) wie, co może kryć się za tą nazwą :) Opium przypomina ta postać zarówno z charaktery jak i wyglądu. Jest przedziwna, nieco inna od kotków, które mieliśmy. Długa i chuda, ale bardzo umięśniona. Niesamowicie silna, z czego korzysta, kiedy ktoś chce ją na przykład wziąć na ręce. To kot o bardzo sprecyzowanej świadomości czego chce w danym momencie, a czego nie chce.
Zanim otworzyłam kontener byłam pewna, ze nastąpi nieuniknione kilka (nascie,dziesiat,set)minut niepewności, nieśmiałości, ogólnego zagubienia. Ale skąd. Nasze koty były bardziej zszokowane i oszołomione niż ona. Zaczęła zwiedzać dom, każdy zakamarek, przemieszczając się z prędkością strzały. Nie przypominam sobie, ze widziałam szybszego kota. Od razu tez zaczęła narzucać dominacje innym kocim domownikom. Potrafi bardzo głośno warczeć i mruczeć gniewnie, przymyka oczy i kładzie po sobie uszy, przypuszczając pozorowane ataki. Wygląda to naprawdę imponująco :) Będzie się działo :) Zasadniczo przez caly wieczor i nastepny dzien koty ( zadne ) nie zwracaly na nas najmniejszej uwagi. Lunares i Rune zbyt zafascynowane nowoprzybyla, Opium zbyt zajęta, a Leila zbyt obrażona.
Wczoraj, z racji całodziennego wyjazdu do Gaja, podjęłam ryzyko zostawienia kotów samych sobie. Tomka dość denerwowało to wzajemne skakanie sobie po głowach, syczenie, warczenie itp. Pomyślałam sobie, ze one i tak muszą ustalić miedzy sobą parę rzeczy i może lepiej, żebyśmy tego nie widzieli :) Tomek wróżył nam zastanie przynajmniej 2ch sponiewieranych kocich zwłok, ale obyło się bez ofiar :) Koty zachowywały się już względnie normalnie.
Opium tez od wczorajszej nocy i cały dzisiejszy dzień zaczęła nas dostrzegać. Mruczy, mryta ( chociaż trochę inaczej niż nasze koty, nieco głębiej)pakuję się na kolana ( jak ja ją zrzucam, to idzie to Tomka i na odwrót ;) , miauczy zirytowanym tonem, kiedy przestajemy ją głaskać, a ona akurat ma na to ochotę. Irytuje się, że nie może wejść na antresole gniewnie machając ogonem. Jest takim połączeniem wcielonego diabła i rozkosznego aniołka :)
Zanim otworzyłam kontener byłam pewna, ze nastąpi nieuniknione kilka (nascie,dziesiat,set)minut niepewności, nieśmiałości, ogólnego zagubienia. Ale skąd. Nasze koty były bardziej zszokowane i oszołomione niż ona. Zaczęła zwiedzać dom, każdy zakamarek, przemieszczając się z prędkością strzały. Nie przypominam sobie, ze widziałam szybszego kota. Od razu tez zaczęła narzucać dominacje innym kocim domownikom. Potrafi bardzo głośno warczeć i mruczeć gniewnie, przymyka oczy i kładzie po sobie uszy, przypuszczając pozorowane ataki. Wygląda to naprawdę imponująco :) Będzie się działo :) Zasadniczo przez caly wieczor i nastepny dzien koty ( zadne ) nie zwracaly na nas najmniejszej uwagi. Lunares i Rune zbyt zafascynowane nowoprzybyla, Opium zbyt zajęta, a Leila zbyt obrażona.
Wczoraj, z racji całodziennego wyjazdu do Gaja, podjęłam ryzyko zostawienia kotów samych sobie. Tomka dość denerwowało to wzajemne skakanie sobie po głowach, syczenie, warczenie itp. Pomyślałam sobie, ze one i tak muszą ustalić miedzy sobą parę rzeczy i może lepiej, żebyśmy tego nie widzieli :) Tomek wróżył nam zastanie przynajmniej 2ch sponiewieranych kocich zwłok, ale obyło się bez ofiar :) Koty zachowywały się już względnie normalnie.
Opium tez od wczorajszej nocy i cały dzisiejszy dzień zaczęła nas dostrzegać. Mruczy, mryta ( chociaż trochę inaczej niż nasze koty, nieco głębiej)pakuję się na kolana ( jak ja ją zrzucam, to idzie to Tomka i na odwrót ;) , miauczy zirytowanym tonem, kiedy przestajemy ją głaskać, a ona akurat ma na to ochotę. Irytuje się, że nie może wejść na antresole gniewnie machając ogonem. Jest takim połączeniem wcielonego diabła i rozkosznego aniołka :)
środa, 23 czerwca 2010
Strata czasu
Ponieważ znów wow nam się przejadł, po jednodniowych dyskusjach, w co tu grac,( ja byłam w ogóle przeciw grom online) zdecydowaliśmy się na LOTRO. Gra wydała mi się śliczna, jak z obrazka, ale zupełnie na innej zasadzie, niż cukierkowy Aion. Moim zdaniem ta grafika żyje, w taki wyjątkowy naturalny i niepowtarzalny sposób. Drzewa poruszają się na wietrze, woda ( ach ta woda, najpiękniejsza, jaką widziałam w grze)migocze, marszczy się, odbija płynące po niebie chmury. Można siedzieć nad brzegiem, grac sobie na lutni i zapomnieć o bożym świecie :)
Ale nie o tym chciałam pisać. Kiedy zaproponowałam Dagmarze wspólne granie odpowiedziała mi, ze nie ma teraz ochoty na nic on line i właściwie to szkoda na to czasu i życia. Cóż mogłam powiedzieć na te argumenty... Nie mogłam jednak przestać o tym myśleć. I oto konkluzje.
Dla mnie granie z przyjaciolmi jest spedzaniem z nimi czasu, ktorego normalnie, REALNIE nie ma szansy spedzić. Nie ma szansy na spotykanie sie na trzy godziny dziennie, codziennie, robienie czegos razem, przezywaniem czegos razem...Mozna sie spotkac raz w tygodniu, jednak... malo kto sie tak czesto spotyka w realu.( jesteśmy coraz starsi i mamy coraz więcej własnych rodzinnych spraw, które pochłaniają życie towarzyskie. Problemów, po których człowiek nie ma ochoty już się z nikim spotykać) W ostrzeżeniach do gier pisza, zeby nie zapomniec o spotykaniu sie w rzeczywistosci z przyjaciolmi, ale tak naprawde to wlasnie gry daja nam mozliwosci kontaktu, ktorych normalnie nie mamy.
A może ja mowie już jak jakiś nerd, który świata poza komputerem nie widzi...W pewnym momencie jednak poczułam się trochę smutna, kiedy sobie pomyślałam, ze Dagmara woli godzinę dłużej dziennie pospacerować z psem niż spędzić ze mną w grze...bo to dla niej strata czasu.
Ale nie o tym chciałam pisać. Kiedy zaproponowałam Dagmarze wspólne granie odpowiedziała mi, ze nie ma teraz ochoty na nic on line i właściwie to szkoda na to czasu i życia. Cóż mogłam powiedzieć na te argumenty... Nie mogłam jednak przestać o tym myśleć. I oto konkluzje.
Dla mnie granie z przyjaciolmi jest spedzaniem z nimi czasu, ktorego normalnie, REALNIE nie ma szansy spedzić. Nie ma szansy na spotykanie sie na trzy godziny dziennie, codziennie, robienie czegos razem, przezywaniem czegos razem...Mozna sie spotkac raz w tygodniu, jednak... malo kto sie tak czesto spotyka w realu.( jesteśmy coraz starsi i mamy coraz więcej własnych rodzinnych spraw, które pochłaniają życie towarzyskie. Problemów, po których człowiek nie ma ochoty już się z nikim spotykać) W ostrzeżeniach do gier pisza, zeby nie zapomniec o spotykaniu sie w rzeczywistosci z przyjaciolmi, ale tak naprawde to wlasnie gry daja nam mozliwosci kontaktu, ktorych normalnie nie mamy.
A może ja mowie już jak jakiś nerd, który świata poza komputerem nie widzi...W pewnym momencie jednak poczułam się trochę smutna, kiedy sobie pomyślałam, ze Dagmara woli godzinę dłużej dziennie pospacerować z psem niż spędzić ze mną w grze...bo to dla niej strata czasu.
Jak sójka za morze
Wybierałam się do tej Holandii i wybierałam, ale w końcu zostałam w domu. Perspektywa spędzenia trzech dób w samochodzie okazała się zbyt wielkim poświęceniem. Albo jestem już zbyt stara, żeby tak jeździć, albo zbyt wygodnicka, albo po prostu zbyt rozsądna :)
W każdym razie, o ile wszystko dobrze pójdzie ( ci ludzie z hodowli są jacyś święci, bo znów poszli nam na rękę. (jeśli nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze)) to kot będzie jutro w posiadaniu Tomka, a w sobotę już w moich ramionach :)
W każdym razie, o ile wszystko dobrze pójdzie ( ci ludzie z hodowli są jacyś święci, bo znów poszli nam na rękę. (jeśli nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze)) to kot będzie jutro w posiadaniu Tomka, a w sobotę już w moich ramionach :)
czwartek, 10 czerwca 2010
Subskrybuj:
Posty (Atom)