poniedziałek, 31 maja 2010

Tesco. Godzina 19.15

Żeby ratować marny i podupadający humor...TAK, kupiłam sobie trzy romansidła ( bo była promocja kup trzy, zapłacisz jak za dwa) kupiłam dwa piwa i keczup ( moje dziecko odmawia jedzenia tostów bez keczupu). Udałam się do kasy, gdzie siedziała wyraźnie znudzona pani. Skasowała keczup, piwo i romanse, po czym podniosła na mnie wzrok.
- O, widzę, że bedzie udana imprezka - powiedziała równie żartobliwie co ironicznie.
No po prostu!
Doszłam do smutno - melancholijnego wniosku, ze we mnie to normalnie jak w otwartej księdze można czytać :P

niedziela, 30 maja 2010

Najgorszy komplement w życiu

Z rozmówek w osiedlowym sklepiku:
"Ja już panią widziałam tu parę razy. Nie jest pani jakaś bardzo szczupła, ale porusza się pani jak tancerka!"

środa, 26 maja 2010

Ruczaj - mały ciek wodny o niewielkim spadku.

Zastanawiam się, skąd się we mnie wzięło pragnienie poznawania historii miejsc w których mieszkam. Z wrodzonej ciekawości na pewno, z faktu, że przez lata mieszkałam w domu o bardzo bogatej przeszłości, a może też z tchórzostwa...Nie oglądałam w młodości zbyt wielu horrorów, do dzisiaj mi to zostało. Po prostu chyba nie lubię się bać, a mam zbyt bujną wyobraźnię, żeby TAK PO PROSTU iść spać po obejrzeniu The Ring. Przypominam sobie film z przeszłości ( nie dam głowy za to, czy to nie był jeden z Egzorcystów)dom na przedmieściach, jak się okazało później wybudowany na starym indiańskim cmentarzu. Problemy właścicieli związane z porwaniem w zaświaty ich...córki? Kobieta taplająca się w błocie wśród kości na dnie wykopu na basen...Tą scenę do dzisiaj mam w głowie. Niby nic strasznego, ale dla mnie..brrr.
Może ten film był jednym z czynników,które sprawiły, że tak bardzo dbam o poznanie historii miejsca, w którym mieszkam, czy choćby nocuję. ("Co tu było kiedyś?" :> )
Owoce owej ciekawości noszę w głowie do dziś. Opowieści starych ludzi, którzy już dawno umarli, a z którymi mogłam godzinami rozmawiać o tym, co gdzie było, gdzie kto mieszkał, co się stało tam, czy tu. Niewyjaśniona do dziś tajemnica, do kogo należała znaleziona na strychu w domu rodziców czaszka...
Dzisiaj jednak chciałabym napisać o Ruczaju. Pewnie mało kto z nowych mieszkańców zdaje sobie sprawę z tego, że miejsce to pokrywały bagna i torfowiska. (W ramach małego testu zapytałam dwie znajome mieszkanki Ruczaju, skąd, ich zdaniem wzięła się ta nazwa. Zrobiły wielkie oczy.)
Ruczaj zmienia się tak bardzo, że z trudem mogę sobie przypomnieć, że istotnie, tam gdzie kiedyś były pola i sady, wiele lat temu, kiedy nabyliśmy kamienicę, wyrosły nowe bloki. Kiedyś była to garstka smutnych wieżowców, które urywały się nagle i dalej był już koniec Krakowa. W naszej ulicy jeszcze do niedawna były ślady torów. Skąd i dokąd prowadziły...? Nie wiem.
Obok kamienicy, w której mieszkam jest działka z wielkim ...to się chyba nazywa basen melioracyjny. gromadzi się w nim woda z okolicznych terenów i zasypanych torfowisk. Wydawać by się mogło piękna zielona działka. Tylko, że nigdy nic się na niej nie wybuduje. Ciekawa jestem, jak wiele osób o tym wie. Pewnie niewiele.
Mieszkam więc na bagnisku. Czasem lubię usiąść na oknie, zamknąć oczy i wyobrażać sobie, że przeniosłam się sto...dwieście, trzysta lat w przeszłość. Oczyma wyobraźni widzę ruczaj, ten prawdziwy ruczaj, od którego miejsce wzięło swoją nazwę. Czuję zapach mchu, słyszę dziwne dźwięki i głosy ptaków...
Lubię taki czarno zielony nastrój.
Mniej miłe są myśli wybiegające do przodu...Co będzie tu kiedyś, za 100, 200 lat? Tak samo nie poznamy tego miejsca, jak ludzie z przeszłości nie poznaliby dzisiaj. Jak bardzo będzie wybetonowany świat...? A może wszystko obrośnie zielenią...

A wy? Zastanawialiście się kiedykolwiek nad miejscem, w którym mieszkacie?

niedziela, 23 maja 2010

Miłe noce, zaspane dni ;)

Tak sobie myślę, że miło jest jak mnie odwiedzają znajomi. Nigdy nie byłam rozpuszczana pod tym względem. Przez większą część życia mieszkałam w Gaju, a to, dla moich przyjaciół zawsze było dalej niż na końcu świata :) Spotkania były zawsze takie...zaplanowane. Nigdy właściwie spontanicznie: "No to wpadnę do ciebie jutro"
Teraz jest inaczej i chyba mogę być za to wdzięczna J. za wychodzenie z inicjatywa :)
W ogóle trzeba więcej dbać o kontakty międzyludzkie w realu. Przez net czy telefon można fajnie pogadać, ale mój umysł czuje się bardziej pobudzony, kiedy uczestniczę w dyskusji na żywo.
Spotkanie było w każdym razie bardzo miłe. Piwo dobre, potrawka z mascarpone pyszna jak zwykle ( ale nie pochlebiam sobie, bo tego po prostu NIE DA się zrobić źle :P )panowie co prawda tak od 10 do 11 przysypiali, budząc się co 15 min ( "Teraz z nią rozmawiaj, a ja się prześpię" :P ) ( ja przespałam się w dzień, więc byłam rześka jak skowronek! :> ) po 11 stej jednak męskie towarzystwo ożywiło się znacznie i rozeszliśmy się o 2giej nad ranem. Oczywiście byłam tak ożywiona, że poszłam spać po 3ciej i teraz czuję się trochę, jakbym nie do końca wstała z łóżka. Ale uskrzydla mnie myśl, że jadę do Gaja na zieloną trawkę :)
Miłego dnia ^^

piątek, 21 maja 2010

Rzeczy, których już nie robimy

W tym dziwnym chaotycznym rytmie ostatnich wydarzeń, w nerwach, zadręczaniu się, rozpamiętywaniu tych złych rzeczy w moim życiu i tych dobrych, które mogły się wydarzyć, ale nic z nich nie wyszło postanowiłam najnormalniej w świecie się upić. Ja mam łatwo. Wystarczą dwa piwa. Jedno ( zakupione wcześniej) wysączyłam przy "Lejdis" dziwnym filmie, który chyba najlepiej nadawałby się na serial - Współczesną i bardziej...trendy wersję " Matki, żony i kochanki"- po kolejne postanowiłam się udać do sklepu ( łamiąc zresztą zasadę, żeby nie zostawiać śpiącego dziecka samego w domu) zamykali za 5 min. jak to u mnie bywa ekscytowałam się chwilą. Naglą decyzją, ubraniem się w 10 sekund i szybkim marszem w stronę sklepu ( który jest bardziej niż niedaleko). Kupiłam, zapłaciłam. Wyszłam. I podniosłam wzrok.
...
Nade mną rozciąga się dziwne jasno granatowe niebo. Nieliczne chmury wyglądają jak podświetlone. Przecina je na pól ślad samolotu. Dawno już przeleciał. I nagle dociera do mnie świadomość ciepło - chłodnego wiatru na twarzy i ciszy wieczoru. Wszystko...zatrzymuje się.
A ja...przystanęłam i stałam tak w tej ciszy. Chłonąc ten moment Przebudzenia, gdzie znika to, kim jestem, gdzie mieszkam, co planuję, że jestem matką, córką, partnerką, a liczy się...co właśnie. Nie wiem. Ja, czysta, pierwotna. JA.
Ja...

Kiedyś, kiedy byłam młodsza wieczorami przesiadywałam na dachu od garażu, na który dało się wyjść przez moje okno. Siedziałam tam albo leżałam. Myśląc, marząc, płacząc...patrząc w gwiazdy...W mieście nigdy nie widziałam ich tak wiele jak tam.
Czy dorosłość to właśnie uświadamianie sobie tych rzeczy, których już nie robimy? Nie marzenie, ale wspominanie marzeń, które kiedyś dręczyły i inspirowały duszę?

Gdzie się zgubiłam po drodze i znajduję samą siebie w tych nielicznych fragmentach, kiedy staję , patrzę w niebo i...Jestem...żyję...czuję...





Miasto mnie usypia...miasto mnie zabija...

sobota, 8 maja 2010

Titanic po latach. refleksje

Właśnie skończyłam oglądać Titanica. Chyba wiele lat upłynęło, bo kiedyś istniał tylko Leonadro DiCaprio, dzisiaj zachwycałam się Kate Winslet...Ech :)