wtorek, 3 stycznia 2012

Terapia

Dzisiaj szłam na terapię w humorze absurdalnie dobrym. Po pierwsze ten Turner, po drugie komuś spodobało się coś, o czym myślałam, że mu się nie spodoba, po trzecie okazałam asertywność w odmówieniu mojej mamie przysługi, o którą mnie prosiła, a której absolutnie nie powinnam wykonywać.
W sumie to dowiedziałam się o sobie dzisiaj paru dziwnych, ale całkiem logicznych rzeczy. Takich mini wniosków, które wyciągała moja terapeutka. Dzisiaj skupiła się na mężczyznach w moim życiu, seksie i nieco, ale nie za wiele, na pisaniu. Powiedziała, że pierwszy raz spotyka kogoś, kto żyje w tak odrealnionym świecie, jak ja. Zapytała się, czy śnię i co sądzę o snach, a kiedy odpowiedziałam jej, że 1/4 ze mnie to są moje sny, pokiwała głową, jakby coś do niej dotarło. W przyszłym tygodniu mamy o tym rozmawiać.
Zadawała dziwne, takie jakby "znienacka" pytania o to, co czym marzę. Gdybym miała dzień życia przed sobą, co bym chciała zrobić. Kazała mi, wredota, odpowiadać od razu bez zastanowienia.
Ogólnie wyszłam z wypiekami na policzkach, pełna jakiejś takiej buzującej we mnie energii. Z uśmiechem na ustach.

Potem było mi dane spotkać w tramwaju drugiego przystojnego mężczyznę! w dniu dzisiejszym. Mnie się naprawdę rzadko ktoś podoba, więc jak jest ich dwoje jednego dnia, to jest święto ;)
A ów pan był Japończykiem! Jechał ze swoją przyjaciółką, chyba Polką ( pochyloną nad przewodnikiem Krakowa) naprzeciw mnie w tramwaju. Parę razy nasz wzrok się spotkał i wtedy uśmiechaliśmy się do siebie. Ja bo miałam cudowny humor i w tej chwili uwielbiałam cały świat, a on...Kto go tam wie, może udzielił mu się mój promienny nastrój :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz