poniedziałek, 26 grudnia 2011

Święta

  


      Wigilia to moje ulubione święto. W tym czasie bywam z tak dobrym humorze, że praktycznie nic nie jest mi w stanie go zniszczyć. A jeśli już to na bardzo krotką chwilę. Nie rozumiem ludzi, którzy w świątecznym ( cudownym) rozgardiaszu skaczą sobie do gardeł z byle powodu.
U nas przygotowania były dość męczące, ale cały spędzony w Gaju czas okazał się bardzo przyjemny. Jak zwykle prace przygotowawcze wykonywałam popijając słodkie wino z zapasów moich rodziców, więc praktycznie od 10 do 16 chodziłam lekko i przyjemnie zamroczona :P
Kolacja się udała i nie była tym razem orgią obżarstwa. Przynajmniej nie dla mnie ;)
Oto jeden z cytatów z ogólnie bardzo zabawnej kolacji:
Kamyk: Ciekawa jestem, co teraz robi Aniołek, po tym jak rozdał dla wszystkim prezenty...?
Mój ojciec: Pije z Mikołajem.
(Kamyk wielkie oczy.)
Tomek: Oczywiście herbatkę.
Ja: Koniecznie z filiżanek z uszkiem ^^
Ku mojemu zdziwieniu Kamyk ciągle twardo wierzy w Aniołka, więc trzeba się było wykazywać niezwykłym sprytem, żeby go nie pozbawić złudzeń.

Pierwszego dnia spakowaliśmy się i pojechaliśmy do Zielonej Góry.
Zbyt ciepła pierwsza noc zaowocowała masą dziwnych i dziwniejszych snów, w których prym wiedli dawni znajomi, a obecni milczeli i występowali w charakterze obserwatorów.
Szkoda, że nad myślami da się zapanować, a nad snami już nie. Czasem by się przydało...
Wrócę przed samym sylwestrem. Przepadnie mi terapia. Szkoda. 
Nowe znajomości przynoszą mi dużo radości. W myślach układam bilans mijającego roku. Nie wypadnie korzystnie...ale rzadko kiedy z taką nadzieją patrzę do przodu. Po prostu jakoś tak wewnętrznie czuję, że...będzie dobrze, że będzie tak, jak ma być. Może to wpływ terapii :)

1 komentarz:

  1. Jaki sympatyczny i optymistyczny post, cieszę się :) A z tym Aniołkiem to tak do końca nie wiadomo, ja trochę wierzę :>

    OdpowiedzUsuń