piątek, 26 sierpnia 2011

Bajki o elfach

Nie tak dawno temu kupiłam Kamykowi książkę z bajkami o elfach. Ot niewinne bajeczki, całkiem sympatyczne. Do czasu. Dzisiaj sięgam po kolejna bajkę i zatrzymuję się na tytule: "Goblin, który wyjadał oczy" "Oj, myślę sobie, może to niekoniecznie". Kolejna bajka i niewinny tytuł "Gobliny Omera Grosbois" i czytam. Czytam i czytam i oczy mi się otwierają, a po chwili duszę się ze śmiechu. Nie mogę się powstrzymać i streszczę wam ową baśń z oryginalnymi wstawkami, żeby nie było :>
I już na początku dowcip sytuacyjny w produkcji mojego syna.

zaczynam czytać:
- Omer miał niezwykłą żonę. Drugiej takiej można by ze święcą szukać: piękna, gruba, wrażliwa i apetyczna jak pieczony kapłon.
- No....dzięki za taką żonę - wtrąca Kamyk, krzywiąc się.
:P
No, ale idźmy dalej.
O gustach się nie dyskutuje, a Omerowi wszyscy zazdrościli jego Mari. Zdarzyło się, że do Mari zapałała pożądaniem czarna owca wioski. Niejaki Pippelard. Szeptano, że miał kontakty ze Złym i uprawiał czarną magię. "Zapałał do niej namiętnością tak mocną, że krew w nim wrzała, nie mógł jeść ani pić. Kiedy już nie mógł wytrzymać, poprosił o pomoc swego wspólnika Szatana ( z dużej litery, a jakże), którego zawsze cieszą ludzkie grzechy, a grzechy ciała najbardziej. ( sic! )"

- w skrócie Zły nasłał do stajni Omara i Mari złośliwe gobliny, żeby plątały koniom grzywy, szarpały za uszy, gryzły po nogach itp. po bezskutecznych próbach pozbycia się tałatajstwa zaczęli rozpaczać:

" - co za nieszczęście! - lamentował gospodarz - Mleko zważy się krowom w wymionach! Owce stracą runo!
- Klacz jest ciężarna, straci źrebie - przyłączyła się do niego Mari - Nasienie ogiera wyschnie. ( tu nadmienię, że ostatnie zdanie utonęło w moim pięknie pozorowanym zakrztuszeniu się )"

Debatowali cały dzień i w końcu zdecydowali się wezwać na pomoc Pippelarda. Przyszedł, mówiąc, że trzeba egzorcyzmować oborę, ale do tego potrzebuje żony Omara, Mari. W tym czasie gobliny wypłoszyły wszystkie zwierzęta na zewnątrz.
"Przestraszone konie, krowy i owce biegały w kółko, przewracając ogrodzenie, depcząc grządki i niszcząc wszystko, co stanęło im na drodze.
- Na pomoc! - wołała młoda kobieta - Mężu, zatrzymaj je.
- Przyprowadziłem Pippelarda - powiedział Omer - Bądź mu posłuszna i rób wszystko co ci każe.
Czarownik wziął Mari za rękę i zaprowadził do obory, żeby tam czynić swoje praktyki. Nikt nie wie, na czym polegały, a już najmniej Omer, który w tym czasie ganiał zwierzęta. W każdym razie po godzinie po goblinach nie było ani śladu,a Mari miała we włosach pełno słomy.
- Ten Pippelard jest naprawdę dobrym egzorcystą - powiedziała wieczorem do swego męża z jakimś szczególnym uśmiechem, którego nigdy dotąd u niej nie widział."

Tej nocy spali spokojnie, ale rano okazało się, że biedny Omar nie może sobie poradzić z tymi wszystkimi poplątanymi ogonami, grzywami i runem.

" - Może Pippelard znałby jakiś środek? - podsunęła Mari, a oczy jej zabłysły.
Omer poszedł więc do zaklinacza.
Ten uważnie wysłuchał skarg i powiedział:
- Tylko kobieta w ciąży może rozplątać to, co zaplątały gobliny.
- Ale ja nie znam żadnej kobiety w ciąży - odparł zmartwiony Omer.
- Ja znam jedną, ale ona mieszka o trzy dni drogi stąd. Żeby po nią iść, potrzebna mi twoja żona.
- Dlaczegoż to?
- Mąż tej kobiety jest zazdrosny. Nie puści jej bez przyzwoitki.
- Niech więc i tak będzie. Jeśli w grę wchodzi zdrowie moich zwierząt, pożyczę ci Mari.
Ta ostatnia nie miała żądnych obiekcji i już godzinę później ruszyła w drogę z czarownikiem."

Po trzech dniach wrócili - sami. Pippelard wytłumaczył, że ciężarna kobieta zdążyła urodzić, ale on sprawił, że jej moc brzemiennej przeszła na Mari i teraz ona może sobie poradzić ze splątaną plagą. I tak się stało.
"Te wydarzenia przyniosły Omerowi szczęście: dziewięć miesięcy później ów dzielny człowiek cieszył się jeszcze bardziej, gdyż jego żona powiła pięknego dużego chłopca. Była to tym bardziej radosna niespodzianka, że jak dotąd, mimo wysiłków on i Mari nie mieli dzieci. Za radą żony Omer poprosił Pippelarda, by został ojcem chrzestnym, na co ten chętnie przystał. Szczęśliwi rodzice mogli sobie pogratulować roztropnego wyboru, gdyż aż do śmierci czarownik okazywał swemu chrześniakowi iście ojcowskie uczucia."

Koniec. Jeśli ktoś z was zdradzi mi morał tej bajki DLA DZIECI to będę wdzięczna, bo jakoś mi ciężko się go doszukać :> Aż się boję o czym będą kolejne baśnie, bo jestem dopiero w połowie książki. Z jednej strony...bo z drugiej nie mogę się doczekać. I zastanawiająco ( przerażające) jest to, co sobie dziecko myśli po lekturze takiej treści...

3 komentarze:

  1. Morał: dobrze jest mieć dwóch tatusiów! Ha, ha, ha!

    OdpowiedzUsuń
  2. OMG :)))
    Co to za książka??? Może Ty mu przez pomyłkę czytasz "Sagę o Ludziach Lodu"?
    Ja rozumiem aluzje, z których dorośli mogą mieć lekki ubaw, czytając dzieciom - to nawet sprytny zabieg. Ale ciekawe, czy Kamila to wciągnęło na poziomie samej historyjki?

    OdpowiedzUsuń